NIE WIEM, CZY ZROZUMIEM TĘ KSIĄŻKĘ POPULARNONAUKOWĄ, WIĘC JEJ NIE CZYTAM

By | 12:44:00 Leave a Comment
Zazwyczaj mianem najlepszego nauczyciela określało się tego, który w najprostszy, najprzyjemniejszy i najciekawszy sposób docierał do umysłów uczniów. Nagle okazywało się, że fizyka to nie tylko toczące się walce po równi pochyłej, matematyka nie polega na kuciu wzorów, których się nie rozumie, a języki obce to coś więcej, niż kilkanaście stron słówek na następną środę. 


Książka popularnonaukowa NIE JEST naukową. Jeden z zeszytów naukowych Wyższej Szkoły Pedagogicznej w Bydgoszczy podaje, że: "książka popularnonaukowa to taka, która przedstawia aktualne osiągnięcia nauki w sposób dostępny dla niespecjalisty". 

Popularyzatorzy nauki wybierają różne drogi kariery. Jedni zaczynają romans z YouTube'em, inni z blogosferą. Są osoby, które występują na różnych konferencjach i imprezach ale są też tacy, którzy piszą książki. O fizyce, chemii, biologii, matematyce, kosmosie i o wielu innych dziedzinach. Co się z kolei sprzedaje?

Tik toki, na których ludzie poruszają ustami. Filmiki, na których youtuberzy... sprzątają szafę z ubraniami. Commentary videos polegające na śmianiu się z dzieci za to, że są dziećmi. Prostackie książki oparte na tym samym schemacie. Przed dobraniem się do takiego kontentu nikt nie zadaje sobie pytania: "Nie wiem, czy podołam temu tik tokowi. Czy ja go zrozumiem?" Chociaż może materiały w tej aplikacji to zły przykład, bo połowy z nich nie da się zrozumieć.

Książki służą wielu osobom jako rozrywka. Za rozrywkę uważa się jednak w głównej mierze wyżej wymienione sposoby przekazu treści. Zwykłe odmóżdżacze zakrywają wartościowe treści, które mogą równie dobrze bawić. Mam tu na myśli książki popularnonaukowe, których na rynku jest coraz więcej. 

Ludziom wydaje się, że jedyne książki o naukach ścisłych to suche podręczniki. Nawet jeśli ktoś widzi nieśmiało uśmiechającą się, jasną okładkę z bardzo chwytliwym tytułem, to odsuwa się od niej jak najdalej. "To książka NAUKOWA. Przecież ja nie dam rady." 

Książki popularnonaukowe są po to, aby je zrozumieć. W im prostszy, przyjemniejszy i ciekawszy sposób przedstawią daną partię materiału, tym lepiej się sprzeda. To że książka powiada o fizyce, nie oznacza automatycznie, że jest trudna. Jeśli ktoś staje się samozwańczym popularyzatorem nauki ale swoimi słowami nie nauczył nikogo o niczym, to oznacza po prostu, że... do tego fachu się nie nadaje. 

W jednym z ostatnich artykułów wspominałam, że coraz łatwiej jest wydać swoją książkę. Wiąże się to jednak z tym, że coraz ciężej zabłysnąć na rynku. To samo dotyczy pozycji popularnonaukowych. Mnożą się w niewyobrażalnym tempie i... zaczynają podążać za wymaganiami oraz poziomem społeczeństwa. Autorzy pozwalają kurzyć się wzorom na półkach, używają wulgaryzmów, obrażają odkrywców. Czy to właśnie nie jest tik tokowy i youtubowy kontent, który zyskuje popularność w trybie natychmiastowym? 

Oczywiście, są książki prostsze i trudniejsze. Są książki, do których można podejść w biegu bez żadnej wiedzy o danej dziedzinie (Maszyny Okiem Dziewczyny nie są książką ale przedstawiam treści w taki sposób, żeby osoba niemająca pojęcia o transporcie zrozumiała wszystko). Nie da się ukryć, że np. "Czarne dziury" Stephena Hawkinga rozciągające się na 78 stron, w tym połowa to same rysunki jest dziełem bardzo lekkim, na którym nawet nie trzeba się skupiać. Ale dopasowanie poziomu literatury popularnonaukowej do siebie jest proste. Sięgamy po książkę w księgarni, czytamy jej fragment i decydujemy, czy cokolwiek zrozumieliśmy.

Ja chyba wiem, z czego wynika ta niechęć do popularyzujących naukę pozycji. Od lat jesteśmy przyzwyczajani przez szkołę, że nauki ścisłe to tylko wzory, schematyczne zadania, coś niepraktycznego. Niektórzy nauczyciele nie chcą, a niektórzy nie mają czasu, aby pokazać, że jest inaczej.

Lecz żyjemy w XXI wieku. W dobie internetu, uginających się półek pod książkami, podcastów. Zdobywanie wiedzy teraz jest prostsze niż kiedykolwiek. Tego nie można zmarnować. 







Nowszy post Starszy post Strona główna

0 komentarze: