Samochody elektryczne i autonomiczne budzą najwięcej dyskusji w branży technologicznej. Albo się je kocha, albo nienawidzi. Nie ma nic pomiędzy. Jeśli nie wiecie zbyt dużo na ich temat, a chcecie wyrobić własne zdanie, to ta książka będzie idealnym rozpoczęciem romansu z elektrycznością na czterech kółkach.
Nie ufam dziennikarzom. Ciężko trafić na takiego, który nie podkolorowuje rzeczywistości i nie szuka sensacji na siłę naruszając tym samym strefę komfortu zwykłych ludzi. Do teraz w mojej głowie tkwi obraz dziewczyny, która przeżyła katastrofę promu Sewol i po latach opowiadała, że dziennikarze nie pozwolili uratowanym odsapnąć, tylko od razu na lądzie zadawali im masę pytań z każdej strony.
Wciąż można na szczęście spotkać rzetelnych reporterów, którzy nie muszą uciekać się do manipulacji, by porwać czytelnika. Do tej grupy zdecydowanie należy Hamish McKenzie, autor książki "Tesla, czyli jak Elon Musk zakończy epokę ropy naftowej".
McKenzie pochodzi z Nowej Zelandii, a obecnie mieszka w San Francisco. Mężczyzna pracował dla takich przedsiębiorstw jak Tesla, Kik i PandoDaily. Z humorem wspomina na pierwszych stronach książki o trudnościach z zaprzyjaźnieniem się z branżą motoryzacyjną. Choć bez problemu prowadził maszyny na czterech kółkach, nie mógł zrozumieć ich "środka", czyli w jaki sposób oddziałują na siebie jej poszczególne elementy. W końcu dotarł do momentu, w którym uważał, że samochody nie są potrzebne w codziennym życiu i nie powinny istnieć.
Przełomem dla dziennikarza stał się występ Muska na konferencji Pando Monthly. Sceniczna charyzma Elona zaintrygowała reportera i sprawiła, że zaczął czytać o wiele więcej o dokonaniach przedsiębiorcy.
Pomyślałem, że skoro i tak jesteśmy skazani na samochody, to równie dobrze możemy pozwolić temu facetowi zamienić je na elektryczne, dzięki czemu przynajmniej przestaniemy emitować tyle dwutlenku węgla do atmosfery.
McKenzie otrzymał rok później zlecenie od PandoDaily, by napisać artykuł o nadchodzącej technologii Muska, Hyperloopie. Po publikacji treści, z autorem skontaktowało się wydawnictwo publikujące literaturę faktu. Dostał propozycję: napisać książkę o Musku.
Gdy Nowozelandczyk przekazał tę informację Elonowi, otrzymał w zamian... propozycję pracy w Tesli. McKenzie wykorzystał tę szansę i przepracował rok z małym hakiem we wspomnianym miejscu. Mamy więc tutaj do czynienia z książką napisaną przez byłego pracownika Tesli.
Bałam się przez to, że lektura skupiać się będzie na wyciąganiu brudów i plotek z przedsiębiorstwa. Na szczęście bardzo się pomyliłam! Książka zaskakuje i nie ogranicza się tylko do samej Tesli. Jest rzetelna, a jej autor nie wciska na siłę swojego zdania, choć jak sam śmiało twierdzi:
Tak, chyba rzeczywiście nie jestem bezstronny. Ale już najwyższy czas, żeby czyjaś stronniczość zadziałała na korzyść samochodów elektrycznych. W końcu minęło już jakieś 12 dekad.
Książka jest odpowiednia zarówno dla "Teslowych" laików, jak i dla hobbystów, którzy wciąż chcą wiedzieć więcej o Musku, Tesli, samochodach elektrycznych oraz autonomicznych.
McKenzie pisze o cechach aut elektrycznych, które obecnie ludzie stawiają jako trudności w ich codziennej eksploatacji, opisuje w jaki sposób Musk osiągnął życiowy sukces, jakim cudem Tesla wygrzebała się z ogromnego kryzysu i co sprawiło, że wybiła się ponad inne start-upy. Autor skupia się na innych przedsiębiorstwach, które inspirowały się Teslą oraz na wypadkach (nawet tych śmiertelnych) z udziałem samochodów autonomicznych. Dlaczego do nich doszło? Czy firma nie zapewniła odpowiednich środków bezpieczeństwa? W jaki sposób Musk radził sobie z medialnymi manipulacjami?
Książka jest lekka, przez co czyta się ją w przyjemny sposób. Nie trzeba wiedzieć dużo o branży motoryzacyjnej, by pochłonąć ją w całości i wyciągnąć z niej masę wiedzy. Jeśli macie znajomych, którzy chcieliby zaczerpnąć informacji o autach elektrycznych, podrzućcie im tę lekturę.
0 komentarze: