Ten artykuł nie jest o ekranoplanach czy amfibiach. Niniejsza treść udowodni, że na świecie nic nie jest wyłącznie czarne lub białe. Zabierzmy wspólnie samolotom pęd wiatru i wrzućmy je do wody. Uskrzydlmy auta. Dokręćmy statkom koła. Zróbmy zamieszanie. Teraz albo nigdy.
Statki, które jeździły
W historii wodnych podróży nie zabrakło dziwnych statków. Do codziennej eksploatacji próbowano dopuścić pływające środki transportu na kulach, walcach czy... kołach!
Rozdział statków na kołach otworzył w 1894 roku inżynier Ernest Bazin z prototypem wykonanym w skali 1:25. Ruler, tak bowiem Bazin nazwał swój projekt, docelowo miał pruć przez akweny z prędkością 32 węzłów (około 60 km/h). Miał być wyposażony w silnik parowy i 6 kół o soczewkowatym kształcie.
|
Ruler, Louis Poyet - La Nature |
Planowano, by średnica kół Rulera dobiła do 10 m, a szerokość do 3,6 m. Powierzchnia pokładu rozciągałaby się na 50 m kwadratowych. Wyporność statku wyniosłaby finalnie 460 t. Przy sztucznie wytworzonym falowaniu zanotowano wyłącznie niewielkie odchyły modelu. Stabilność pokładu zainteresowała inżynierów w kontekście wykorzystania militarnego.
Rzeczywistość jednak zawiodła. Prawdziwy Ruler poruszał się z prędkością 7 węzłów (niecałe 13 km/h). Projekt wciąż próbowano dopracować. Planowano wymienić maszyny na silniejsze (dotychczasowa najsilniejsza maszyna parowa na pokładzie Rulera dobiła do mocy 550 KM).
To jednak doprowadziło do zwiększenia masy projektu, a co za tym idzie, wzrostu oporu, zmniejszenia prędkości i głębszego zanurzenia. 2 lata później Ruler został rozebrany na złom.
Okręty podwodne, które jeździły
Pod koniec XIX wieku kongres USA ogłosił, że poszukuje projektu "podwodnego torpedowca" o wszechstronnym zastosowaniu. Autorem jednej z odpowiedzi był Simon Lake. Konstruktor zaproponował trójkołowy okręt podwodny o korpusie w kształcie cygara.
Maksymalna głębokość, na jaką mógł zanurzyć się Argonaut wyniosła 12 metrów. Środek transportu poruszał się po dnie z prędkością 5 węzłów (ok. 9 km/h), a tylne koło odgrywało rolę m.in. steru. Maszyna była wyposażona w mechanizm, który w razie niebezpieczeństwa umożliwiał jednostce wypłynięcie na powierzchnię.
Załogę podczas testów stanowiły najczęściej 2 lub 3 osoby. W trakcie "rejsów" zbierano z dna zatopione przedmioty.
Na dnie akwenu pokład Argonauta można było opuścić, a strój nurka uszył sam Lake. Konstruktor był z resztą zaangażowany we wszystkie etapy projektowania, budowania i testowania łodzi podwodnej. Finalnie stworzył on kilka wersji Argonauta. Żadna z nich nie zainteresowała jednak amerykańskiej marynarki.
Samoloty, które pływały
XX wiek zapisał się jako nieśmiały start pływających samolotów. W 1934 roku student akademii wojskowej, Boris Petrovich Ushakov, jako pierwszy na świecie opracował plan pływającego samolotu. Nigdy jednak nie zbudował swojej maszyny.
Autorski pomysł wcielili za to kilkadziesiąt lat później bracia Donald i Werner Reid. W latach 60. zaprezentowali światu niewielki samolot zwany RFS-1. Statek powietrzny testowali nad rzeką Shrewsbury w amerykańskim stanie New Jersey.
Sercem maszyny stał się silnik spalinowy "Lycoming" o mocy 65 KM. W powietrzu RFS-1 potrafił rozpędzić się do 100 km/h. Po zanurzeniu się w wodzie na głębokość 2 m, samolot płynął z prędkością 4 węzłów (ok. 7 km/h). Maksymalna głębokość, na jaką maszyna mogła zejść w wodzie było 3,5 m. Nie są to szokujące liczby. Nie chodziło o to, by pobijać rekordy. Chodziło o rozpoczęcie nowej ery transportu.
Amerykańscy inżynierowie wciąż dopracowywali swój projekt. 3 lata po debiucie, ulepszony RFS-1 został zaprezentowany podczas Międzynarodowej Wystawy Wynalazczości w Nowym Jorku. Nowe wydanie środka transportu w powietrzu napędzał silnik odrzutowy, a w akwenach strugo-wodny.
Sama transformacja z powietrznego w wodny środek transportu nie była przeprowadzana gładko.
Idea ta zainteresowała amerykańską marynarkę, a jej rozwojem zajmowały się takie firmy jak General Dynamics.
Samochody, które latały
Niektórzy od najmłodszych lat zachwyceni są konceptem latającego auta kojarzącego się z odległą przyszłością. Inni jednak uważają, że latający samochód jest po prostu... samolotem. W historii transportu powstało już wiele projektów łączących 4 kółka, skrzydła i kierownicę. Oto jeden z nich, hybryda Cessny i Forda, AVE Mizar.
|
Duong Duncan, Wikimedia |
Nad statkiem powietrznym pracowali w latach 1971-1973 Henry Smolinski i Harold Blake. AVE Mizar za zadanie miał odgrywać rolę codziennego środka transportu, który pomagałby szybko pokonywać duże odległości.
Forda z Cessną połączono za pomocą 4 sztywnych mocowań. Kierownicą można było sterować jak sterami w samolocie. Również powierzchnia deski rozdzielczej przypominała wskaźniki w kokpicie samolotu. Maszyna rozwijała w powietrzu prędkość 200 km/h.
Choć projekt był zbyt niedopracowany, by wejść do użytku, opinia publiczna go pokochała. Kilka prób przeprowadzonych z hybrydą zakończyło się klęską. Ostatnia (dosłownie) pogrzebała twórców. Gdy za sterami Mizara zasiedli twórcy (ze względu na niedyspozycję współpracującego z nimi pilota), po kilkuminutowym locie prawe skrzydło złożyło się. Maszyna uderzyła w ziemię, a konstruktorzy nie przeżyli tego wydarzenia.
Wydawałoby się, że wyłącznie czarodzieje z serii "Harry Potter" dysponują latającymi samochodami i innymi dziwami. Nic bardziej mylnego! Mugole nie boją się eksperymentować!
Czy uważacie, że włączenie powyższych środków transportu do codziennej eksploatacji zatarłoby granice pomiędzy różnymi gałęziami?
Z czego korzystałam tworząc artykuł:
- B. Reid, The Flying Submarine: The Story of the Invention of the Reid Flying Submarine, Rfs-1, Heritage Books 2012,
- J. Piwowoński, "Niezwykłe okręty", Instytut Wydawniczy Nasza Księgarnia, Warszawa 1986,
- "Popular Mechanics", wrzesień 1973
Świetny wpis! Co do pytania, to myślę, że na pewno byłoby łatwiej dotrzeć takimi wehikułami w różne miejsca - bez przesiadek ;)
OdpowiedzUsuńSuper artykuł! Nie mialam pojęcia, że cos takiego kiedykolwiek istniało. Bardzo ciekawe, dzieki.
OdpowiedzUsuń