Ilu pasażerów znajdowało się na pokładzie tonącego promu Doña Paz? Tego nikt nie wie. Nie ulega jednak wątpliwości, że podróżujących powinno być nawet 3 razy mniej.
MV Doña Paz, lindsaybridge, Wikimedia Commons |
Według informacji podanych przez przedsiębiorstwo Insurance Information Institute do największej ilości katastrof morskich dochodzi w regionie Filipin, Indonezji i południowej części Chin. W 2019 roku we wskazanym obszarze odnotowano 12 nieszczęśliwych wypadków, a w 2020 roku 16.
To właśnie na terenie Filipin doszło do największej katastrofy morskiej w czasach pokoju. Choć zginęło w niej najwięcej ludzi w historii (nie licząc światowych konfliktów zbrojnych), paradoksalnie słyszy się o niej najmniej. Pozwólcie porwać się falom tej wstrząsającej historii.
20 grudnia 1987 roku w rutynowy rejs wypłynął sfatygowany statek MV Doña Paz. Był to dwudziestoczteroletni prom zwodowany w japońskiej stoczni Onomichi. Znano go wówczas jako Himeyuri Maru. Zmienił imię na Doña Paz w 1975 roku, gdy został odsprzedany filipińskim liniom Sulpicio Lines. Pod skrzydłami wyspiarskiego przedsiębiorstwa przeszedł pożar, po którym podjęto decyzję o zezłomowaniu jednostki. Mimo to linia żeglugowa postanowiła nie kończyć żywota promu i wciąż dopuszczać go do eksploatacji.
Nieszczęśliwy rejs rozpoczął się na wyspie Leyte i miał zakończyć się w Manilii. Według dokumentów na pokładzie przebywało 1493 pasażerów i 59 członków załogi. W teorii statek mógł przetransportować na raz 1518 pasażerów. W czym więc problem?
Większość pasażerów nie została uwzględniona w oficjalnej dokumentacji. Był to gorączkowy okres przedświąteczny. Wiele osób chciało jak najszybciej zobaczyć się z rodzinami. Bilety nabywali dopiero na pokładzie promu, a łasa na pieniądze firma nie odmawiała sprzedaży, mimo piętrzącej się liczby pasażerów. W dokumentach nie odnotowano również dzieci do lat czterech, których było prawdopodobnie kilkaset. Szacuje się, że łączna liczba pasażerów wyniosła ponad 4000.
Po godzinie 22:00 doszło do opłakanej w skutkach kolizji. Filipiński tankowiec MT Vector, który transportował prawie 9 tysięcy baryłek nafty i benzyny, uderzył w lewą burtę MV Doña Paz. Silniki zatrzymały się, a statek został zdominowany przez ciemność. Pokład stanął w płomieniach. Niedługo później doszło do wybuchu, na skutek którego transportowane ciecze wylały się do akwenu.
Pasażerowie byli zdani na siebie. Nikt nie włączył syreny alarmowej, ani nie przeprowadził akcji ratunkowej. Wiele osób wskoczyło do wody. Jedynym promykiem nadziei stała się załoga przepływającego w okolicy innego statku. Jej członkowie pomogli wyłowić 26 ludzi. Prawdziwą akcję ratunkową zorganizowano dopiero 16 godzin po kolizji.
Okazało się ostatecznie, że liczba pasażerów przekraczająca normę była tylko wierzchołkiem góry lodowej. Tankowiec obsługiwała nieprzeszkolona załoga (łącznie z kapitanem), która przede wszystkim powinna być większa. Sam MT Vector borykał się z licznymi problemami technicznymi. Jego płetwa sterowa była niesprawna, przez co utrudnione było utrzymanie kursu. Parę miesięcy przed katastrofą odebrano mu również licencję na radio.
Z prawdziwym koszmarem zmierzyć musiały się również rodziny ofiar. Przedsiębiorstwo Sulpicio Lines nigdy nie potwierdziło tego, że na pokładzie MV Doña Paz przebywało zbyt wielu ludzi. Rodzinom osób ujętych w oficjalnych dokumentach wypłacono po 400$. Pozostali nie otrzymali żadnej rekompensaty.
Woda wyrzucała na plażę wyspy Mindoro zwłoki zaginionych osób przez wiele tygodni...
Źródła:
IMO International Maritime Law Institute, An act to incorporate the international regulations for preventing collisions at sea, 1972, as amended into the laws of the Philippines and to improve for the effective implementation thereof and for other purposes.
0 komentarze: