Niebezpieczne i zaskakujące. Choć niegdyś pokładano w nich ogromne nadzieje, dziś nieruchomo pozują w muzeach. Co przyczyniło się do ich klęski? Poznajcie statki i podwodne łodzie atomowe!
USS Greeneville, www.defense.org |
O rosyjskiej łodzi podwodnej K-141 Kursk zawsze było głośno. Zgłębiając jej perypetie można odnieść wrażenie, że mamy do czynienia z historyczną powtórką. Choć Titanic i Kursk na pierwszy rzut oka są kompletnie innymi środkami transportu, ciężko nie myśleć o luksusowym liniowcu, gdy poznaje się Kurska.
Kosztująca miliard dolarów łódź podwodna budziła respekt wśród wielu osób. Nawet Ci, którzy nie mieli większego pojęcia o transporcie morskim, uważali jednostkę za niezatapialną. Jeden z marynarzy obsługujących podwodny okręt, oprowadził swoją żonę po pokładzie, by udowodnić jej, że nic mu nie grozi. Wszyscy ufali rosyjskim wynalazkom.
Po wycieczce, kobieta szczerze przyznała, iż nie wiedziała, że statki podwodne potrafią być tak duże. Nic dziwnego. Zwodowany w 1994 roku posiadał 2 reaktory jądrowe szczelnie zamknięte w jednym z 9 izolowanych przedziałów. Można tam było również napotkać sauny i basen, a chęć zapewnienia pracownikom bezpieczeństwa była motywem stworzenia 2 włazów ewakuacyjnych i kapsuły ratunkowej, w której zmieściłaby się cała załoga. Wszystko zamknięto w dwuwarstwowej otoczce.
Uzbrojony po zęby w pociski rakietowe i torpedy zwalczał amerykańskie statki. W 2000 roku po raz kolejny miał udowodnić, że Rosja to potęga. Zorganizowano na Morzu Barentsa manewry i pokazy, w których brało udział 30 jednostek. Ostatni etap wydarzenia polegał na poczęstowaniu grupy "nieprzyjacielskich" okrętów dwoma torpedami, które marynarze nazywali "grubaskami". I tutaj właśnie następuje początek końca.
Dochodzi do niespodziewanego wybuchu, który przejmuje 2 przedziały. Pierwsze ofiary śmiertelne. Kapitan jest ranny, kadłub poddaje się wibracjom, a we wnętrzu łodzi rozprzestrzenia się trujący dym. Część żywej załogi próbowała wziąć sprawy w swoje ręce. Natychmiast chce skontaktować się z lądem prosząc o pomoc. Nie można jednak dodzwonić się do centrum dowodzenia.
Jeden z marynarzy postanawia sprawdzić stan reaktorów nuklearnych. Dzięki dokładnym zabezpieczeniom, okazują się być sprawne. Mężczyzna z ulgą je wyłącza. Sytuację da się jeszcze opanować.
135 sekund po pierwszym wybuchu, dochodzi do drugiego. Ogromną falę uderzeniową odczuwa statek biorący udział w pokazach - Piotr Wielki. Osoby, które wciąż żyją, chcą się uratować. Gromadzą się w jednym pomieszczeniu, bardzo szybko spisują przebieg katastrofy i nazwiska osób, które będą się ewakuować.
Jest zbyt ciemno, ale spróbuję pisać po omacku. Chyba nie ma szans, 10-20 procent. Mamy nadzieję, że ktoś to jednak przeczyta. Poniżej jest lista ludzi z załogi innych przedziałów, którzy zgromadzili się w dziewiątym i będą próbowali wyjść.
Na liście znalazły się 23 osoby ze 118. Pokazy w tym czasie kończą się. Załogi innych jednostek sprawnie się odmeldowują. Wszystkie poza jedną. Kurskiem. Nikt szczególnie się tym nie przejął. K-141 Kursk to gigant. Jak wspomniałam wyżej, niezatapialny gigant. Może to część pokazu? Mijały jednak godziny, a łodzi podwodnej ani śladu. Rozpoczęto niezbyt profesjonalne poszukiwania, które okraszone "zaletami" jednostki, stały się niemożliwe do pomyślnego zakończenia.
Na pomoc niezatapialnemu wyruszyły niewyćwiczone załogi w towarzystwie sprzętu, który nie był bardzo długo używany. Wojenne walory Kurska okazały się być przekleństwem w poszukiwaniach. Jednostki nie udało się zlokalizować nawet za pomocą sonarów. Rosjanie nie radzili sobie, więc o pomoc poprosili norwesko-brytyjskie ekipy ratunkowe. Nie od razu oczywiście. Pierwsze oferty udzielenia pomocy odrzucano. Finalnie okazało się, że cała załoga zginęła. Jedną z przyczyn była zbyt późno przeprowadzona akcja.
Rosjanie nie chcieli przyznać się do porażki. Tuszowali wiele faktów, a niektóre z informacji wdzięcznie wykluczały się. Należało jednak ustalić, co sprawiło, że Kursk wraz z załogą poszedł na dno. Wysnuto wiele teorii, które z biegiem czasu wykreślano.
Pierwszą z nich był oczywiście atak terrorystyczny. Czeczeni, którzy w tym czasie walczyli z Rosjanami, stwierdzili, że dokonał tego jeden z muzułmańskich marynarzy na znak poparcia Czeczenii. W czasie feralnego występu na pokładzie znajdowało się dwóch pracowników wyznających islam. Po niedługim śledztwie, wykluczono tę teorię.
Winę próbowano również zrzucić na USA. Rosjanie stwierdzili, że pokazy były monitorowane przez Amerykanów, a Kursk zderzył się z łodzią NATO.
Igor Kurdin zaryzykował stwierdzenie, że winny w całej sprawie stał się akumulator. Kursk wyposażony był w 100 ogromnych akumulatorów awaryjnych, które dostarczają energię, gdy reaktory zawodzą. Czy mógł on doprowadzić do wybuchu i zniszczeń?
Finalnie jednak okazało się, że przyczyną tragedii była torpeda z wyrzutni numer 4. Jej turbinę napędzano naftą. Tlen, który wydziela się w reakcji spalania zostaje zmagazynowany w pocisku. Tworzy tym samym HTP. Na skutek kontaktu nafty i HTP, gaz zwiększa swoją objętość kilka tysięcy razy, co niesie za sobą katastrofalne skutki.
Napęd jądrowy można spotkać w statkach i łodziach podwodnych, choć w pierwszym przypadku - zdecydowanie rzadziej. Atomowe środki transportu zasilane są reaktorami jądrowymi. Na skutek rozszczepienia jądra atomu w kontrolowany sposób otrzymujemy pewną ilość energii. Statki pokaźnych rozmiarów muszą być wyposażone w kilka reaktorów. W jaki sposób ich ilość przekłada się na rozmiar i przeznaczenie okrętów?
Winę próbowano również zrzucić na USA. Rosjanie stwierdzili, że pokazy były monitorowane przez Amerykanów, a Kursk zderzył się z łodzią NATO.
Igor Kurdin zaryzykował stwierdzenie, że winny w całej sprawie stał się akumulator. Kursk wyposażony był w 100 ogromnych akumulatorów awaryjnych, które dostarczają energię, gdy reaktory zawodzą. Czy mógł on doprowadzić do wybuchu i zniszczeń?
Finalnie jednak okazało się, że przyczyną tragedii była torpeda z wyrzutni numer 4. Jej turbinę napędzano naftą. Tlen, który wydziela się w reakcji spalania zostaje zmagazynowany w pocisku. Tworzy tym samym HTP. Na skutek kontaktu nafty i HTP, gaz zwiększa swoją objętość kilka tysięcy razy, co niesie za sobą katastrofalne skutki.
Napęd jądrowy można spotkać w statkach i łodziach podwodnych, choć w pierwszym przypadku - zdecydowanie rzadziej. Atomowe środki transportu zasilane są reaktorami jądrowymi. Na skutek rozszczepienia jądra atomu w kontrolowany sposób otrzymujemy pewną ilość energii. Statki pokaźnych rozmiarów muszą być wyposażone w kilka reaktorów. W jaki sposób ich ilość przekłada się na rozmiar i przeznaczenie okrętów?
Ja porównałam Titanica do Kurska, lecz niektórzy zestawiają odkrywanie Kosmosu do zdobywania głębin oceanów i mórz. Zarówno wszechświat, jak i akweny kryją przed nami wiele tajemnic, których wciąż nie odkryliśmy. Pierwsze loty w Kosmos kojarzyć nam się powinny z Zimną Wojną i zaciętą rywalizacją między USA i ZSRR. Oba państwa jednak wprowadzały własne koncepcje i finansowały wiele statków atomowych stanowczo zdobywając rynek środków transportu o napędzie jądrowym.
Pierwsza idea wykorzystania rozszczepienia uranu w statkach pojawiła się w głowach Amerykanów już rok po odkryciu zjawiska rozszczepienia jądra atomowego. Postawiono na zastosowanie militarne i wcielenie jednostki do US Navy. W ten sposób powstał USS Nautilus, który wyposażono w jeden reaktor S2W.
Źródło: USN official photo |
Sukcesy, które odnosiła jednostka, utwierdziły Amerykę w przekonaniu, że napęd jądrowy jest przyszłością. Najgłośniejszym osiągnięciem USS Nautilus było przepłynięcie pod arktycznym lodem i zdobycie bieguna północnego. Poza tym, okręt podwodny zapisał się w kartach historii jako rekordzista. Spędził najwięcej czasu pod wodą spośród innych jednostek i osiągnął najszybsze zanurzenie w kategorii amerykańskich okrętów.
Wydawałoby się, że Rosja z impetem wykorzysta reaktory najpierw w celach militarnych. Nic bardziej mylnego! Ameryka rozpoczęła okres eksploatacji okrętów podwodnych, a Rosja – jednostek nawodnych. Pierwszą jej inwestycją był lodołamacz ze względu na to, iż ówczesne nie sprawowały się wystarczająco dobrze. Ochrzczono go NS Lenin.
Spoiler alert! Lenin odniósł ogromny sukces, co popchnęło Rosjan do dalszej pracy nad lodowymi niszczycielami. Przez całą karierę przebył 654 400 mil morskich, czyli 1 211 949 km. 86% tej trasy przedzierał się przez lody. Poza tym, holował w trakcie swojej działalności kilka tysięcy innych statków. Obecnie, NS Lenin stanowi atrakcję, jaką jest muzeum. Jeśli chcecie zobaczyć ciekawe zdjęcia statku, to zapraszam Was do obejrzenia tej galerii!
Muszę przyznać, iż dziwnie się czuję pisząc, że już pierwsze maszyny atomowe osiągały sukces. Z reguły to co pierwsze, zawsze wychodzi najgorzej (co oczywiście nie oznacza, że źle). Pierwsze, własnoręcznie przygotowane ciasto, pierwsza rozgrywka dopiero co nabytej platformówki, pierwszy napisany artykuł popularnonaukowy. Wydawałoby się więc, że każdy kolejny projekt statku o napędzie jądrowym powinien być coraz lepszy. I gdyby tak było, dziś pruć przez fale powinny statki, a pod wodą skradać się łodzie o napędzie jądrowym. Tymczasem... mamy silnik diesla.
Dlaczego?
Awarie z udziałem takich statków mogą mieć nieciekawe skutki. NS Lenin zachorował. Nie udał się na emeryturę z pustą kartą katastrof. Trudno uzyskać pełne i prawdziwe informacje od obywateli sowieckiej Rosji, o czym przekonać się mogliśmy w przypadku łodzi podwodnej Kursk. Wiemy jedno – gdy lodołamacz miał wypadek, doszło do wycieku radioaktywnego. Prawdopodobnie zginęło przy tym wielu marynarzy. Na pierwszym planie mamy więc bezpieczeństwo, które obok ceny i czasu przewozu, jest najważniejsze. Warto również wspomnieć, że budowa reaktora jądrowego nie należy do najtańszych.
Na statek cywilny może wejść każdy. Mimo coraz lepszych rozwiązań technicznych, na pokład samolotu, czy jednostki pływającej wciąż mogą dostać się niebezpieczne osoby. Wyposażenie statku w reaktor jądrowy, zdecydowanie ułatwi potencjalnemu terroryście zabicie dużej ilości osób. Dlatego jednostki te w portach powinny być ściśle strzeżone. Czy nie mówimy tu o dodatkowych, niemałych kosztach? O ile oczywiście dany port wyda zezwolenie na zacumowanie. Należy bowiem liczyć się z myślą, że może dojść do odmowy.
Jakiekolwiek maszyny wojskowe muszą być ciche oraz szybkie, by za ich pomocą skutecznie zaatakować wroga. Ogromnym plusem łodzi podwodnych o napędzie jądrowym jest długość czasu podwodnego zanurzenia. Pozwala ona na przebycie niezwykle dużego dystansu. Niestety, statki te są głośne, co uniemożliwia im zakończenie akcji sukcesem. Źródłem hałasu są m.in. pompy w obiegu chłodzenia reaktora jądrowego. Może nasunąć się w tym miejscu pytanie. Mamy XXI wiek, trochę pieniędzy i nieograniczoną wyobraźnię. Czy naprawdę nic z tym nie można zrobić?
Można, ale szkoda inwestować czas i fundusze w coś, co wydaje się być nieopłacalne. Jeśli nieco uciszymy statki i łodzie, to w praniu wyjdą kolejne mankamenty oraz kosztowne inwestycje. Personel pracujący z reaktorem jądrowym na okręcie musi składać się z szczególnie dobrych specjalistów, a silnik diesla nieporównywalnie łatwiej jest naprawić. To jednak nie sprawia, że napęd jądrowy odszedł do lamusa. Statki atomowe spotkamy wśród lotniskowców i lodołamaczy.
Rosja od roku 2013 prowadzi projekt 22220, którego wynikiem ma być oddanie do eksploatacji 3 nowych pogromców lodu. Program ten rozpoczęto w celu umocnienia pozycji tego państwa na wodach arktycznych. Arktika ma rozpocząć pracę w czerwcu tego roku, Sibir za rok, a Ural za 2 lata.
Czy statki atomowe wrócą do łask? Na chwilę obecną się na to nie zapowiada. Według prognoz specjalistów, inżynierowie nie sięgną z powrotem po napęd jądrowy, nawet jeśli cena ropy odczuwalnie wzrośnie. Nie bez powodu dopracowują m.in. statki elektryczne.
Z czego korzystałam tworząc artykuł:
"Nuclear-Powered Ships", world-nuclear.org [dostęp 11.03.2019]
"Tuż przed tragedią: Kursk - rosyjska podwodna atomowa pułapka"
Thomas Nilsen, Igor Kudrik and Alexandr Nikitin, "The Russian Northern Fleet Nuclear-powered vessels", spb.org.ru [dostęp 09.03.2019]
Viking Olver Eriksen: "Sunken nuclear submarines – a threat to the environment?", Oslo 1990
0 komentarze: