NAJWIĘKSZE ABSURDY EDUKACJI ZDALNEJ W POLSCE

By | 17:12:00 2 comments

04.03.2020 rok. Polacy obudzili się w nowej rzeczywistości. Potwierdzono pierwszy przypadek zakażenia koronawirusem w Polsce. Nasza codzienność zaczęła się diametralnie zmieniać. Maseczka stała się niezbędnym elementem wyposażenia tuż obok portfela i kluczy. Wiele osób straciło pracę. A szkoły? Szkoły przeszły na nauczanie zdalne przesuwając przy tym kolejne granice absurdu. 



Jako jedna z nielicznych szczęśliwie trafiłam na tolerancyjną, wyrozumiałą i otwartą na potrzeby ambitniejszych uczniów szkołę. Kadry wielu innych placówek budziły jednak niejednokrotnie spore kontrowersje. Od zawsze słyszeliśmy:

  • Pomalowane paznokcie rozpraszają Was na lekcjach.
  • Nie malujcie się.
  • W życiu nie uda Wam się nic osiągnąć.
  • Szkoła to nie rewia mody, nie musisz zakładać butów na obcasie.
  • Nie możesz przefarbować włosów. 
  • Nie wyglądasz na mądrą osobę. 
Słowo "absurd" pojawi się w tym artykule wielokrotnie. Nie wiem, jak inaczej określić to, co działo się na zajęciach stacjonarnie i dzieje się obecnie na e-lekcjach. Gdyby ktoś postawił mi na studiach wybór, czy wolałabym dokończyć edukację stacjonarnie, czy zdalnie, bez zastanowienia się postawiłabym na elektronicznie prowadzone przedmioty. Wykładowcy nagrywający swoje zajęcia oraz udostępniający nam prezentacje i dodatkowe materiały, zaoszczędzony czas, który normalnie przeznaczyłabym na dojazdy, a także komfort podczas zajęć przechyliły szalę na korzyść ich zdalnych odpowiedników. 

Ale wiem, że nie u każdego lekcje przebiegają w taki sposób. Przekonuję się o tym niemalże codziennie przeglądając Facebooka. Do stworzenia niniejszego artykułu zainspirował mnie ten post:


Wyobraźcie sobie, że to tylko kropla w morzu tego, co potrafi zgotować belfer. 

Temat w zdalnych szkołach bodaj najgorętszy: kamerki. 



Nauczyciele naiwnie wierzą, że kamerka i mikrofon to jedyna droga do prawdy, przez co wymagają ich kupna bez względu na status materialny ucznia. Szkoła, która powinna uczyć empatii i równości stawia nauczanych pod murem bombardując z każdej strony: musisz mieć kamerę. Belfrowie nie chcą słyszeć, że uczeń może nie mieć funduszy na jej nabycie. Że w niektórych sklepach kamerki zaczęły być niedostępne przez wysokie zainteresowanie. Że ktoś boi się upubliczniania jego wizerunku w Internecie. Że ktoś nie chce pokazać swojego pokoju/mieszkania/domu, bo najzwyczajniej w świecie się wstydzi.  

Pomijając fakt, że nie istnieje przepis, który popierałby obowiązek posiadania kamerki na zajęciach, myślenie, że widok ucznia na kamerce jako jedyny go zdyscyplinuje jest... niedorzeczny. Na klawiaturę cisną się nieco cięższe przymiotniki. 

Obecnie technologia umożliwia tchnięcie życia nawet w fotografię. Dlaczego więc tego nie wykorzystać na e-lekcjach? Uczniowie dzielą się sprawdzonymi metodami na oszukanie nauczyciela, np. poprzez naklejenie taśmy na kamerkę, by udać, że to jej szczyt możliwości bądź podłożenie fałszywego dźwięku imitującego psujący się mikrofon. 

Im bardziej belfer będzie naciskać, tym sprytniejsze rozwiązania wymyśli uczeń.

Dla mnie zabawne jest to, że wielu nauczycieli musi straszyć nauczanych nieobecnością albo jedynką w dzienniku, żeby mieć świadomość: "wow, ktoś mnie słucha". Dobry belfer powinien zainteresować ucznia umiejętnościami, ciekawymi prezentacjami lub intrygującymi opowieściami. 

Pierwszorzędny prelegent nigdy nie musi walczyć o uwagę widzów. To widzowie walczą o miejsce na jego prezentacjach. 

Sytuacja ta staje się dla mnie jeszcze zabawniejsza, gdy pomyślę, że nauczyciele bądź wykładowcy wymagają kamerek od nauczanych powyżej 18. roku życia. To ludzie, których obowiązek szkolny już nie dotyczy. To ludzie, którzy mogą mieć własną, dobrze prosperującą działalność gospodarczą. To ludzie, którzy mogą być rodzicami. Mimo to chcą ich pilnować jak dzieci.

Z drugiej jednak strony te same pełnoletnie osoby okazują swoją niedojrzałość kryjąc się przed nauczycielami na sprawdzianach lub patrząc sobie w krocze, gdzie leży kartka z podpowiedziami. Takie postawienie sprawy nie budzi już zdziwienia, że nauczyciele nie do końca ufają uczniom. Kogo jednak winić za taką postać rzeczy? Nauczanych? A może system edukacji, który sprawia, że zdobycie dobrej oceny jest ważniejsze od zdobycia wiedzy? 

Tak czy siak, wychodzę z założenia, że osoba, która chce się uczyć, zawsze znajdzie na to sposób. Bez nauczyciela, po ukończeniu szkoły, na lekcjach zdalnych bądź na zajęciach stacjonarnych. Z kolei osoba, której się nie chce tego robić zawsze znajdzie sposób na oszukanie nauczyciela. 

Ale to nie wszystkie absurdy, które tworzą nauczyciele w czasie e-lekcji. Oto kolejne z nich:






Jasne, wiele osób może wytrzymać 45 lub 90 minut bez napoju bądź posiłku. Ale po co? Jeśli możemy sobie obecnie ułatwić i umilić te trudne czasy w nowej rzeczywistości wyciszając tym samym mikrofon i będąc skupionym na zajęciach? 

Najboleśniejsza jest myśl, że uczniowie zostają z tymi wszystkimi absurdami sami. Bardzo często nie mają wsparcia od psychologów, dyrekcji czy wyżej postawionych osób. To z kolei sprawia, że nie mają innego wyboru i muszą zgodzić się z tworzonymi absurdami. A to tworzy błędne koło. 

Z jakimi absurdami na zdalnych zajęciach się spotkaliście? 




Nowszy post Starszy post Strona główna

2 komentarze:

  1. jestem uczniem podstawówki i ostatnio pisałem sprawdzian z fizyki nauczyciel poprosił aby włączyć kamery. Ja nie miałem kamerki ponieważ na lekcjach zdalnych jestem na komputerze stacjonarnym,powiedziałem to zdanie nauczycielowi a on na to że wszystkie komputery mają kamerki(nauczyciele w mojej szkole pracują tylko na laptopach) potem powiedział że jak nie mam to obniży mi ocenę o dwa stopnie i żebym sobie kupił ty "młody nieku"

    OdpowiedzUsuń
  2. Nauka zdalna to jakiś żart, to nie ma nic wspólnego z nauką, lekcje po pol godziny, zero możliwości odpytania ucznia nie wspominając nawet o braku zadań do nauki w domu

    OdpowiedzUsuń