Tytuł wpisu mógłby wskazywać na to, iż ponownie zajmę się tematyką Titanica, który według opinii ludzi był niezatapialny. Wbrew pozorom, postanowiłam zwrócić uwagę na koleją sytuację, będącą dowodem na to, że niedopracowanie czy maksymalna redukcja kosztów eksploatacji to główne przyczyny największych katastrof. Poznajcie maszynę, która kończąc swój żywot, ucięła również masowe podróże sterowcami.
LZ 129 Hindenburg był największym sterowcem służącym do przewozu pasażerów. Został zbudowany w Niemczech i nazwano go na cześć jednego z byłych prezydentów tego kraju. Jego historia jest często porównywana do wcześniej wspomnianego Titanica. Dlaczego? Obydwie maszyny wzbudzały niemały podziw wśród ludzi różnych klas. Dzięki poruszeniu takiej fascynacji, obecnie mamy możliwość oglądania dużej gamy zdjęć przedstawiającej moment katastrofy. (jak i z resztą samego sterowca) Poniżej przedstawiam porównanie wymiarów liniowca White Star Line z podmiotem naszego dzisiejszego wpisu:
Niemieckie sterowce uważane były za niezwykle bezpieczne, a każdy podróżny decydujący się na ten, a nie inny środek transportu, był pewien, że trasę przebędzie bez szwanku. Biorąc pod uwagę pełen koszt ekspedycji, pasażerowie mieli prawo wymagać- lot przez Atlantyk Hindenburgiem osiągał pułap dzisiejszych 5 tysięcy dolarów. Była to więc luksusowa eskapada przeznaczona dla nielicznych. Płynąc po niebie ze średnią prędkością 100 km/h, przebywał Ocean Atlantycki w około trzy dni. Na takiej trasie, zabierał na pokład 50 pasażerów i 61 osób z załogi.
Konstruktorzy przystosowali maszynę do wypełniania helem, jednak jego miejsce zastąpiono wodorem. Czym było to spowodowane? Najważniejszym motywem tej zamiany było nałożenie embargo przez Amerykanów, a warto wspomnieć, że byli ówcześnie jedynymi producentami helu. Ponadto, mniejsza gęstość wodoru równa była większej sile nośnej. Ta z kolei umożliwiała zwiększenie liczby kabin pasażerskich. Trzecia przyczyna to po prostu niższy koszt gazu zamiennego. Co ciekawe, na pokładzie sterowca znajdowała się palarnia. Aby uniknąć dostania się tam wodoru, pomieszczenie utrzymywano pod ciśnieniem. W celu uchronienia ludzi przed ekstremalną sytuacją, Hindenburg pokryty był materiałem zapobiegającym wyładowaniom elektrycznym.
Jak wyglądał dzień stracenia sterowca? 6 maja rok 1937. Na wylądowanie maszyny czekał tłum ludzi. Osoby go wypatrujące przygotowywały aparaty fotograficzne, aby w odpowiednim kadrze uchwycić cud techniki. Niektórzy natomiast z utęsknieniem chcieli już przywitać swoich znajomych. Statek powietrzny wraz z 97 osobami na pokładzie, właśnie ukończył swój trzydniowy rejs Transatlantycki. Miejscem docelowym podróży był Lakehurst, położony w Ameryce. O godzinie 19:21 pracownicy obsługi naziemnej gotowi byli na przyjęcie Hindenburga. Po kilku minutach jednak, przed oczami gapiów pojawił się przerażający widok- największa maszyna szybko znikała pod płomieniami ognia...
Czy ktoś przeżył tę katastrofę? Jak widać, maszyna została doszczętnie spalona i można odnieść wrażenie, że szanse na wydostanie się z niej były niewielkie. Na 97 osób, zginęło 36. Śmierć wielu z nich nie była spowodowana jednak pożarem. Niektórzy zostali przyduszeni przez innych pasażerów, którzy próbując ratować swoje życie, wyskakiwali z pokładu.
Co było przyczyną takiej tragedii? Hindenburg przez lata owiany był tajemnicą, pogłoskami i teoriami spiskowymi. Pomimo, że badania zostały wszczęte od razu po wybuchu, to prawdziwy powód zaistniałej sytuacji odkryto całkiem niedawno. Jedna z wysnutych hipotez dotyczyła samego poszycia. Jej zwolennicy twierdzili, że polakierowana płachta przyciągała ładunek elektrostatyczny.
Również miłośnicy teorii spiskowych mieli swoje pięć minut- zamach. Starano dopatrzyć się osoby odpowiedzialnej za akt agresji. Podejrzewano m.in. wszystkim znanego Adolfa Hitlera, który nie darzył sympatią twórcy sterowca i rozkazał zniszczenie jego konstrukcji. Winą obarczono również Josepha Späh- mężczyznę, który przeżył wypadek. Podczas podróży, często zaglądał do luku bagażowego, gdzie znajdował się jego pies. Spacerował samotnie, więc podejrzewano go o podłożenie bomby.
Pomijając wszystkie inne plotki, okazało się, że przyczyną wybuchu była... niewielka iskra! Podczas przelotu, Hindenburg napotkał burzę, przez co został bardzo naelektryzowany. Uziemienie maszyny nastąpiło w momencie opuszczenia liny cumowniczej, a podczas prób zejścia na ziemię, w sterowcu pękła jedna z linek. Wodór zaczął przez to ulatniać się i zmieszał się z tlenem. Mieszanina była łatwopalną substancją, na którą podziałała pojedyncza iskra.
Wniosek? Gdyby statek powietrzny wypełniony był helem, tragedia nie miałaby miejsca, a ja opisywałabym teraz inny temat. Jednak krok Amerykanów jakim było nałożenie embargo był zrozumiany, ba, wręcz popierany przez inne państwa! Otóż Hindenburg był symbolem i dumą nazistowskich Niemiec, więc nie chciano wspierać gospodarki tego kraju.
Źródła:
www.airships.net
www.airbot.net
Niemieckie sterowce uważane były za niezwykle bezpieczne, a każdy podróżny decydujący się na ten, a nie inny środek transportu, był pewien, że trasę przebędzie bez szwanku. Biorąc pod uwagę pełen koszt ekspedycji, pasażerowie mieli prawo wymagać- lot przez Atlantyk Hindenburgiem osiągał pułap dzisiejszych 5 tysięcy dolarów. Była to więc luksusowa eskapada przeznaczona dla nielicznych. Płynąc po niebie ze średnią prędkością 100 km/h, przebywał Ocean Atlantycki w około trzy dni. Na takiej trasie, zabierał na pokład 50 pasażerów i 61 osób z załogi.
Konstruktorzy przystosowali maszynę do wypełniania helem, jednak jego miejsce zastąpiono wodorem. Czym było to spowodowane? Najważniejszym motywem tej zamiany było nałożenie embargo przez Amerykanów, a warto wspomnieć, że byli ówcześnie jedynymi producentami helu. Ponadto, mniejsza gęstość wodoru równa była większej sile nośnej. Ta z kolei umożliwiała zwiększenie liczby kabin pasażerskich. Trzecia przyczyna to po prostu niższy koszt gazu zamiennego. Co ciekawe, na pokładzie sterowca znajdowała się palarnia. Aby uniknąć dostania się tam wodoru, pomieszczenie utrzymywano pod ciśnieniem. W celu uchronienia ludzi przed ekstremalną sytuacją, Hindenburg pokryty był materiałem zapobiegającym wyładowaniom elektrycznym.
Jak wyglądał dzień stracenia sterowca? 6 maja rok 1937. Na wylądowanie maszyny czekał tłum ludzi. Osoby go wypatrujące przygotowywały aparaty fotograficzne, aby w odpowiednim kadrze uchwycić cud techniki. Niektórzy natomiast z utęsknieniem chcieli już przywitać swoich znajomych. Statek powietrzny wraz z 97 osobami na pokładzie, właśnie ukończył swój trzydniowy rejs Transatlantycki. Miejscem docelowym podróży był Lakehurst, położony w Ameryce. O godzinie 19:21 pracownicy obsługi naziemnej gotowi byli na przyjęcie Hindenburga. Po kilku minutach jednak, przed oczami gapiów pojawił się przerażający widok- największa maszyna szybko znikała pod płomieniami ognia...
Czy ktoś przeżył tę katastrofę? Jak widać, maszyna została doszczętnie spalona i można odnieść wrażenie, że szanse na wydostanie się z niej były niewielkie. Na 97 osób, zginęło 36. Śmierć wielu z nich nie była spowodowana jednak pożarem. Niektórzy zostali przyduszeni przez innych pasażerów, którzy próbując ratować swoje życie, wyskakiwali z pokładu.
Co było przyczyną takiej tragedii? Hindenburg przez lata owiany był tajemnicą, pogłoskami i teoriami spiskowymi. Pomimo, że badania zostały wszczęte od razu po wybuchu, to prawdziwy powód zaistniałej sytuacji odkryto całkiem niedawno. Jedna z wysnutych hipotez dotyczyła samego poszycia. Jej zwolennicy twierdzili, że polakierowana płachta przyciągała ładunek elektrostatyczny.
Również miłośnicy teorii spiskowych mieli swoje pięć minut- zamach. Starano dopatrzyć się osoby odpowiedzialnej za akt agresji. Podejrzewano m.in. wszystkim znanego Adolfa Hitlera, który nie darzył sympatią twórcy sterowca i rozkazał zniszczenie jego konstrukcji. Winą obarczono również Josepha Späh- mężczyznę, który przeżył wypadek. Podczas podróży, często zaglądał do luku bagażowego, gdzie znajdował się jego pies. Spacerował samotnie, więc podejrzewano go o podłożenie bomby.
Pomijając wszystkie inne plotki, okazało się, że przyczyną wybuchu była... niewielka iskra! Podczas przelotu, Hindenburg napotkał burzę, przez co został bardzo naelektryzowany. Uziemienie maszyny nastąpiło w momencie opuszczenia liny cumowniczej, a podczas prób zejścia na ziemię, w sterowcu pękła jedna z linek. Wodór zaczął przez to ulatniać się i zmieszał się z tlenem. Mieszanina była łatwopalną substancją, na którą podziałała pojedyncza iskra.
Wniosek? Gdyby statek powietrzny wypełniony był helem, tragedia nie miałaby miejsca, a ja opisywałabym teraz inny temat. Jednak krok Amerykanów jakim było nałożenie embargo był zrozumiany, ba, wręcz popierany przez inne państwa! Otóż Hindenburg był symbolem i dumą nazistowskich Niemiec, więc nie chciano wspierać gospodarki tego kraju.
www.airships.net |
www.airships.net
www.airbot.net
bardzo ciekawy artykuł, świetne porównanie rozmiarów z Titanikiem
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńInteresujący post. Szczególnie zaciekawił mnie opis przyczyn katastrofy. Aż trudno wyobrazić sobie, jak mogło dojść do tak tragicznego zbiegu szeregu niesprzyjających okoliczności. I trudno sobie wyobrazić, jak udało się dociec do prawdy po tylu latach od katastrofy :).
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńSłyszałam o tym już wcześniej - fascynująca sprawa... O sterowcach dość szybo zapomniano (przynajmniej oficjalnie) - Concord chyba też doczekał się smutnego końca... Teorie spiskowe czy nie - ciekawie o tym poczytać. Interesujący blog. Pozdrawiam i życzę wesołych świąt! :)
OdpowiedzUsuńBył naprawdę piękny i majestatyczny, porównanie do Titanica niezwykle trafne, nie tylko rozmiary obu konstrukcji były podobne, także ich w ich losach można doszukać się wielu punktów wspólnych.
OdpowiedzUsuńŚwietny wpis, od razu przypomina mi się odcinek "Pogromców Mitów", w którym sprawdzali jak doszło do tej katastrofy.
OdpowiedzUsuń