FANTASTYCZNA KONFRONTACJA: SCI-FI VS RZECZYWISTOŚĆ #2 MARS

By | 14:38:00 3 comments
Mars jest niezwykle gorącym tematem ostatnich lat. Niemalże wszystkie możliwe agencje kosmiczne przepychają się między sobą łokciami, by utorować pierwszeństwo na Czerwoną Planetę. I mimo tej ogromnej konkurencji, nikt jeszcze się na niej nie znalazł. Prócz bohaterów filmów sci-fi. W jaki sposób udało im się zdobyć naszego sąsiada?



Adnotacja!

Seria "Fantastyczna konfrontacja" to nie recenzja, nie ma też na celu wyłapania aspektów filmów niezgodnych z prawami fizyki. Tutaj bierzemy pod lupę różnego rodzaju zagadnienia transportowe, takie jak czas podróży, sposób poruszania się po Kosmosie, czy metody podboju obcych ciał niebieskich, a następnie konfrontujemy je z rzeczywistą przeszłością, teraźniejszością i przyszłością.

W ostatniej części "Fantastycznej konfrontacji" zajmowaliśmy się produkcjami "Moon" i "Iron Sky". Dzisiejsza filmografia będzie jednak nieco bardziej rozbudowana- rzucimy bowiem okiem na "Czerwoną Planetę", "Misję na Marsa", "Marsjanina", a także "Marsjańską Ziemię".

Mars kusi nas samą swą obecnością. Jako, że wydaje się być najkorzystniejszym kandydatem na naszą drugą Ziemię, widzimy podobny do filmu "Moon" schemat. Nieustraszeni bohaterowie filmów fantastycznonaukowych zostawiają całkowicie spustoszałą Matkę Planetę, by zdobywać bezpieczniejsze dla swojego potomstwa tereny. Tak przynajmniej sytuacja rysuje się w "Czerwonej Planecie", gdzie jak to określono- "Ziemi grozi zagłada", jest przeludniona i zanieczyszczona. O ludzkich zaniedbaniach prawi również "Marsjańska Ziemia", w której padły sieci energetyczne, łańcuch pokarmowy załamuje się, a ludzie zwracają się w takiej sytuacji przeciwko sobie. Całość doprawiona zostaje pytaniem retorycznym "kto pamięta jeszcze zielone lasy?".


Tak katastroficzne wizje reżyserowie filmu "Czerwona Planeta" osadzili w roku 2050. "Misja na Marsa" z kolei podaje, że obiekt ten skolonizujemy już w 2020 roku. Czy za trzy lata naprawdę polecimy na Marsa? Na pierwszy rzut oka, myśl ta wydawać może się nieco szalona. Tylko na pierwszy. Bo jak się okazuje...


Myśląc bowiem o podboju Czerwonej Planety, nasz umysł kieruje się głównie ku potężnej Ameryce- NASA i SpaceX. (Węglowy Szowinista zastanawiał się kiedyś na swoim blogu, czy Trump zabierze nas na tę planetę. Kilknij, by przejść do jego artykułu.) Wielu liczyło na to, że właśnie to państwo prekursorsko postawi człowieka na Marsie. Marzenia i rozległe wizje spaliły się jednak na panewce, gdy NASA przyznała niedawno, że jej budżet jest zbyt mały, aby wykonać taki krok. Nadzieje pokładali w niej nawet reżyserowie! Nierzadko bowiem w fantastycznonaukowych produkcjach, to właśnie jej logo widnieje na strojach astronautów.

Góra- kadr z filmu "Misja na Marsa", dół- "Marsjanin"

Osoby produkujące "Marsjańską Ziemię" nie obarczyły jednak tym przedsięwzięciem tylko i wyłącznie jednej agencji kosmicznej. Aby uratować ludzkość od zagłady, do działania włączyli się naukowcy z całego świata. Ich dziełem była maszyna, która może polecieć na Czerwoną Planetę w przeciągu kilku miesięcy. W innych fantastycznonaukowych produkcjach określono już dokładniej ile potrwa taka podróż- "Misja na Marsa" i "Czerwona Planeta" poda chociażby, że będzie to półroczna ekspedycja w jedną stronę. I 6 miesięcy wydaje się być okresem najbardziej prawdopodobnym. 

Mars znajduje się najbliżej nas w odległości 50 mln km, czyli ok. 130 razy dalej niż nasz naturalny satelita. Do takiego ułożenia obu planet dochodzi w pewnym odstępie czasowym i na logikę można byłoby pomyśleć, że właśnie w tym okresie należy na Marsa polecieć. Pewien matematyk jednak, Walter Hohmann, wysunął tezę, iż transport ludzi na Czerwoną Planetę najkorzystniejszy będzie w momencie, gdy ciała leżeć będą... najdalej od siebie. Dlaczego? W 1925 roku wygłosił, iż w tej sytuacji, statek kosmiczny poruszać się może po odcinku elipsy między dwoma planetami. Taki tor zmniejszy ilość odpaleń silnika, a im mniej paliwa wykorzystamy, tym niższy będzie koszt misji. 

Nie tylko z pieniędzmi jest u nas źle. Napoczynane i niedokańczane plany przez ludzi na całym świecie stają się już zmorą. Nawet w przemyśle kosmicznym. Co jakiś czas dochodzą do nas słuchy, że na Marsa polecimy tym, a nie innym statkiem, na kolejnym portalu czytamy, że była to informacja błędna, a na trzeciej stronie dowiadujemy się, że okłamywali nas na tej drugiej. Żeby zamieszania nie było za mało, co jakiś czas w sieci pojawia się rewolucyjna wzmianka o wymyśleniu nowego napędu, który dostarczy nas do sąsiedniej galaktyki w bagatela, 20 minut. I tak błędne koło się toczy, a agencje kosmiczne same się nie orientują o w zasadzie chodzi. 


Czy wiemy jakim statkiem polecimy na Marsa? Wszystko zależy od państwa, które przebije się na światowym rynku kosmicznym. Żadna bowiem maszyna nie jest jeszcze dokończona. Prawdopodobne będzie jednak użycie Oriona NASA, bądź też od tego samego przedsiębiorstwa Nautilus-X. 

Lecz w filmie "Marsjańska Ziemia" musimy przecież przewieźć WSZYSTKICH ludzi z naszej planety... Czy to możliwe, zważając na fakt, iż wyprawienie jednej osoby na Marsa kosztuje obecnie około 10 mld dolarów? Jedno musimy przyznać- nie jesteśmy na tyle bogaci, by zapewnić każdemu człowiekowi tak drogą akcję ratunkową. A uratowanie całej ludzkości poprzez ewakuację 5 wybranych odgórnie osób mija się z celem.

Elon Musk obiecuje jednak, że na Marsa w przeciągu 40-100 lat wyśle milion kolonistów! Ma on bowiem w planach obniżyć wcześniej wspomnianą kwotę do zaledwie... 100 tys. dolarów. Wszystko w ramach jego ambitnego projektu "Interplanetary Transport System", w którego skład wchodzi statek, mogący zabrać na swój pokład 100 osób. Maszyna produkowana będzie z części wielokrotnego użytku, co znacznie zmniejszy koszty podróży, a tankować będziemy ją na orbicie. Podróż w jedną stronę potrwa tylko 3 miesiące, natomiast paliwo wytwarzać będziemy na Marsie. Warto również w tym miejscu dodać, że Elon Musk już od dawna pracuje nad obniżeniem kosztów transportu kosmicznego, przez wielokrotne użycie pierwszego stopnia rakiety.

Wydatki związane z inwestycją można obniżyć też w inny sposób- poprzez prowadzenie upraw na powierzchni obcej planety. Dzięki temu będzie można zabrać z Ziemi mniejsze racje żywnościowe, a te potrzebne i brakujące wyhodować w Kosmosie. By jednak móc w ten sposób zmniejszyć koszty, najpierw niestety należy pewną sumę zainwestować- ktoś powinien wyszkolić astronautów w uprawie, zapewnić im odpowiedni sprzęt na planecie, a przede wszystkim- kilka razy to przetestować. 

Prekursorską próbą była "Veg-01" wykonana na ISS. Załoga Międzynarodowej Stacji Kosmicznej stwierdziła, że wyhodowanej sałacie niczego nie brakowało. NASA planuje wybudować na Marsie szklarnie, w których te rośliny będzie można uprawiać. Warto wspomnieć, w produkcji "Marsjanin" hodowano ziemniaki, a w filmie "Czerwona Planeta"- pomidory.  

Dane statku kosmicznego, który ma zabrać nas na Marsa, źródło: SpaceX

Ale... jeśli w Kosmos mamy wysłać całą ludzkość, to oznacza, że polecą ze sobą również małżeństwa! A co w tym takiego dziwnego? Ano to, że kiedyś związkom zabraniano razem lecieć. Ba! Prekursorskie podróże w otchłań Wszechświata składały się z jednopłciowych załóg. W "Misji na Marsa" postanowiono wyprawić pewną parę po ślubie, wyjaśniając przy okazji- "małżeństwo ma załagodzić sytuację na pokładzie". 

Dochodziło jednak do sytuacji, których naukowcy chcieli uniknąć: rozpraszanie się podczas misji niepotrzebnymi zajęciami, czy poświęcanie programu dla dobra drugiej połówki. Sam skafander kosmiczny osiąga niebotyczne ceny, o wieloletnich treningach i samym transporcie nie wspominając. Wymaga się więc od wysłanego astronauty zachowania profesjonalizmu i jako, że każda misja ma narzucone wcześniej ograniczenie czasowe- maksymalnego skupienia. Pierwszym w historii małżeństwem w Kosmosie byli Jan Davis i Mark Lee. Na ślubnym kobiercu stanęli w 1992 roku, czyli niedługo przed rozpoczęciem misji.

Załogi astronautów bywają zróżnicowane- zaczynając od pilotów, po biologów, a kończąc na geologach. W filmie "Czerwona Planeta" grupa kosmonautów została zobrazowana dość szczegółowo. Na tyle szczegółowo, by wychwycić fakt, iż jeden ze śmiałków został określony jako specjalista od terraformacji.

Terraformacja to najkrócej rzecz ujmując tworzenie nowej Ziemi. Bo Mars Ziemią nie jest, więc niesprzyjające nam warunki musimy przeobrazić w coś, co pozwoli człowiekowi funkcjonować. Ciało to musielibyśmy m.in. ogrzać i zbudować na jego powierzchni atmosferę. Wcześniej wspomniana produkcja "Czerwona Planeta" określa także ile ten proces miałby trwać- przez 20 lat bezzałogowe sondy wytwarzały tlen.

Na chwilę obecną jednak terraformacja jakiegokolwiek obiektu jest przedsięwzięciem niezwykle skomplikowanym i kosztownym. Jego przeistaczanie z pewnością nie trwałoby tak krótko, bowiem jest to kwestia setek, a może nawet tysięcy lat."Komizmu" w filmie dodaje fakt, że bohaterowie po 20 latach terraformacji, mogli już nawet normalnie oddychać.

Przykładowa wizja terraformowania Marsa


Mimo narastających trudności, naukowcy nie przesta pracować nad tą ideą. Na Marsie w roku 2021 wylądować ma łazik wyposażony w wiele ciekawych aparatów i funkcji, m.in. w urządzenia służące do wytwarzania tlenu. 
 
Lecz istnieje możliwość, że ludzie na Marsa nie polecą sami. Taki motyw został zastosowany już w ostatnio wspominanym filmie "Moon". Osoby tworzące "Czerwoną Planetę" również postanowiły wysłać na obcą powierzchnię zautomatyzowanego przyjaciela. A właściwie to przyjaciółkę. Była nią Amee, robot piechoty morskiej.  
Amee z filmu "Czerwona Planeta"

Gdyby lot na Marsa został sfinalizowany, byłoby to największe przedsięwzięcie ludzkości. I takim sloganem jest określana owa inwestycja w produkcjach fantastycznonaukowych. Jak sądzicie- która z wyżej wymienionych wizji filmowych ziści się?




Z czego korzystałam tworząc artykuł:
"Czas Marsa. Dlaczego i w jaki sposób musimy skolonizować Czerwoną Planetę"- Robert Zubrin
nasa.gov
spacex.com
dailymail.com.uk 

Nowszy post Starszy post Strona główna

3 komentarze:

  1. Po tym co piszesz raczej kolonizacja Marsa w w formie "sterylnych" baz jest bardziej prawdopodobna niż Terraformowanie które wymagałoby bardzo zaawansowanej technologii nie tylko ze względu na rozmiary ale i inne czynniki typu sam pomysł jak ją przeprowadzić. Kolejna sprawa tysiące lat, to optymistyczne założenia zwazywszy na ogrom przestrzeni która należałoby przekształcić. Do tego potrzeba by było armi nadzorocow(naukowcy inżynierowie i inni) którzy musieliby osiąść tam na stałe. No chyba, żeby wykorzystać roboty

    OdpowiedzUsuń
  2. Gdyby Elon Musk zrealizował swoje obietnice to nie byłoby takie głupie, 100000$ to jeszcze nie jest jakiś gigantyczny koszt, tym bardziej do wspomnianych wcześnie Kosmicznych (nomen omen) kwot wymienionych wcześniej. Jeżeli chodzi zaś o terraformowanie to najlepszym scenariuszem byłby ten z "Pamięci absolutnej" (mam na myśli pierwszą wersję z Arnim), niestety wszyscy wiemy, że to jest zbyt piękne żeby było prawdziwe.

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo podobał mi się serial "Mars" od National Geographic - fabularyzowany podbój Marsa przeplatany jest z wywiadami z Elonem Muskiem, współczesnymi ujęciami itd. :)

    OdpowiedzUsuń