GDY KSIĄŻKA ZAWODZI, MIMO FABUŁY; KOSMICZNY PODRÓŻNIK - JAKUB KULUS: RECENZJA

By | 22:24:00 Leave a Comment
Kocham kosmiczne sci-fi, ale mimo długości, a raczej "krótkości" książki, którą widzicie na poniższym zdjęciu, męczyłam się z nią niemiłosiernie. I może nie jest to największa tragedia literatury fantastycznonaukowej, lecz stanowi dowód na to, że w dzisiejszych czasach, każdy z nas może wydać owoc swojej pracy. 


Nim zacznę pisać recenzję jakiejkolwiek książki, lubię poczytać opinie internautów o niej. Po lekturze powieści "Kosmiczny podróżnik" Jakuba Kulusa, byłam niezwykle zaskoczona, gdy zorientowałam się, że zdobywa ona w internecie najwyższe noty i najlepsze komentarze. Trudno, ktoś musi być pierwszy.

Książka nie dobija swoją objętością nawet do liczby trzycyfrowej, czcionka wewnątrz jest dość spora, a uhonorowanie całości takim, a nie innym tytułem, sprawia wrażenie, że jest to powieść dla dzieci. I w takim przekonaniu żyłabym, gdyby nie wzmianki o seksie oraz seksbotach, a także bez przerwy przewijające się przekleństwa. Panie Jakubie, po co tyle obscenicznych słów? 

Jestem po maturze, zdałam ją dość dobrze i pamiętam, jak uczyłam się, jaka jest rola wulgaryzmów w literaturze. Koncepcji ich stosowania więc tłumaczyć mi nie trzeba. Ale bardzo bym chciała wiedzieć, co wnoszą one do recenzowanej przeze mnie książki. Jedyna sytuacja, w której użycie takiego wykrzyknienia dało się przełknąć jest:
Choć słabiej i mniej celnie, trafiłem ją. Jęknęła głośno, próbowała kurczowo łapać oddech. Po policzkach spłynęły jej łzy. -Ku*wa, przepraszam! - wydusiłem z siebie, upuszczając katanę na podłogę. - Przeciąłem ci gardło.
O reszcie tych słownych przecinków w książce wspominać nie będę, bo szkoda zdzierać na to klawiatury. Nie chcę, abyście stwierdzili, że skreślam wszystkie książki, w których zauważę jakiekolwiek przekleństwo. Przed oczami mam w tym momencie "Marsjanina", którego napisał Andy Weir. Powieść tę czytałam przy każdej okazji, a pustka jaką poczułam po jej skończeniu jest nie do opisania. Obecnie jestem w trakcie lektury innego science fiction tego samego autora: "Artemis". I wulgaryzmy w obu pozycjach się pojawiły. Julian Tuwim po wydaniu wielu utworów dla dzieci, również skusił się w pewnym momencie swojej kariery na wiersz kontrowersyjny- wypełniony wulgaryzmami i wyzwiskami. Jak nietrudno się domyślić- wywołał on sporo dyskusji.

Jeśli jednak ktoś postawi na niekulturalne słowa, najpierw musi nauczyć się ich używać. Czy ktoś wolał dotrzeć do szerszego grona odbiorców za pomocą delikatnie skandalicznych treści, zamiast stopniowo budowanego napięcia, bądź pobudzających wyobraźnię czytelnika scen?

A pobudzać u odbiorcy wyobraźnię się da, bo robi już to sam zarys fabuły. Panu Jakubowi należą się owacje na stojąco za niezwykle interesującą ideę książki- główny bohater, który trudni się kosmicznym handlem, postanawia dotrzeć do miejsca, gdzie ludzkość "narodziła się", czyli do planety Ziemi. Można z tego wywnioskować, że akcja książki nie rozgrywa się w roku 2020, 2090, czy 2110. Bo człowiek nie zajął tylko Układu Słonecznego. On rozprzestrzenił się w ogromnej części Wszechświata, rozpoczynając panowanie w innych galaktykach. Brzmi wspaniale, prawda?

Tytułowy kosmiczny podróżnik przedziera się więc przez najciemniejsze zakamarki próżni, by odnaleźć Ziemię. Jest to doskonałe pole do popisu dla autora, by przedstawić w jak najlepszy sposób odległe planety, niespodzianki podczas podróży, statki kosmiczne, czy mieszkańców niedostępnych dla nas galaktyk. Akcja dzieła rozłożona jest jednak wyłącznie na 88 stronach, więc jak nietrudno się domyślić- opisów autor nam troszeczkę poskąpił.

Mimo to, bez problemów można zauważyć potencjał autora. Najprecyzyjniej opisani zostali mieszkańcy planet, które odwiedził tytułowy podróżnik. Co więcej, od kiedy próbowałam przebrnąć przez powieść "Keller" Marcina Jamiołkowskiego i wymiękłam przy nazwaniu odpowiednika Marsa "Krew", zwracam uwagę na nadawanie imion pozagalaktycznym planetom. Tutaj Panu Jakubowi nie zabrakło wyobraźni- bohater prowadzi nas przez Gemed, Raziri, czy Wohoon. 

Pod koniec książki, autor raczy nas dość... niespodziewanym zwrotem akcji. Na tyle jest on specyficzny, że do teraz nie potrafię zdecydować, czy takie rozwiązanie przypadło mi do gustu, czy też nie. Odniosłam jednak wrażenie, że Pan Kulus nie do końca wiedzi, co zrobić z głównym bohaterem, więc akcję rozwiązano nieco "na siłę"

Książka nie należy do zbioru moich ulubionych, mimo, że do wybrednych czytelniczek nie należę. Pan Jakub Kulus ma jednak szansę napisać w przyszłości o niebo lepszą pozycję i mam nadzieję, że kiedyś do tego dojdzie. W szczególności, że po takich odpowiedziach na jego fanpage'u, można stwierdzić, że jest osobą ciekawą:

Jeden z czytelników zapytał się, czy na spotkaniu autorskim będzie darmowy posiłek.


 



Nowszy post Starszy post Strona główna

0 komentarze: