ŻYWA TORPEDA - ŁÓDŹ PODWODNA Z MYŚLAMI SAMOBÓJCZYMI

By | 22:12:00 4 comments
Konflikty zbrojne stanowią okres, podczas którego wciela się w życie najdziwniejsze wizje transportowe. Chcąc skutecznie zaatakować wroga, stawia się maszyny, o których istnieniu wcześniej nawet się nie myślało. Woda? Powietrze? Droga? To nie gra roli! W ten sposób możemy dziś czytać o latającym czołgu A-40 KT, czy tytułowych żywych torpedach. 





Czym są żywe torpedy?
Żywe torpedy to zabójcze łodzie podwodne wyposażone w ładunek wybuchowy, które atakując nieprzyjaciela, zabijały najczęściej zarazem załogę. Nie ograniczały się do jednej taktyki, dzięki czemu stanowiły nieprzewidywalną broń. Potrafiły naprzeć na wroga podczepiając minę pod jego okręt, poprzez atak samobójczy, czy wystrzelenie torpedy. Idea jednak nie była czymś nowym. Tak jak samoloty bywały projektowane wiele lat przed ich wzbiciem się w powietrze, tak pomysł na żywe torpedy datuje się na rok 1776. Wtedy wówczas zaatakowany został brytyjski HMS Eagle przez mniejszą jednostkę. Atak nieudany, lecz inspiracja pozostała. Łodzie podwodne w ramach regularnych walk wkroczyły w czasie I wojny światowej, choć było to nieśmiałe podejście. Możemy tu bowiem powiedzieć wyłącznie o włoskiej Mignattcie, przez którą wszystko się zaczęło.


Pierwszy atak
Mignatta odniosła sukces dopinając swego. Pod koniec I wojny światowej zatopiła austro-węgierskiego pancernika Viribus Unitis. 

Mignatta 

Biorąc pod uwagę konstrukcję, można śmiało powiedzieć, iż Mignatta wyróżniała się na tle innych łodzi podwodnych. Oba jej śmigła napędzane były silnikiem, który wykorzystywał sprężone powietrze. Sterowana była za pomocą gestów załogi, a nie choćby dzięki płetwom. Jej parametry pozwalały na zabranie ze sobą dwójki osób i taka też ilość zaatakowała Viribis Untis. Załoga, w której skład wchodził Raffaelle Rossetti i Raffaelle Paolucci, została nakryta na zakładaniu ładunku wybuchowego pod pancernika. Zostali postawieni przed kapitanem, a po zapytaniu ich, co robili w pobliżu statku, wyznali, że pancernik niedługo wybuchnie. Wydarzenie to uśmierciło wielu ludzi, choć konkretne dane nie zostały podane. Niektórym udało się uciec, a w grupie tej znalazła się załoga Mignatty. 

Lata mijały, a ataków było coraz więcej
II wojna światowa to okres rozkwitu żywych torped. Największą popularność zyskały japońskie łodzie podwodne, których nazwy wciąż przewijają się we współczesnych krzyżówkach. Jedną z nich był Kaiten, który ze względu na swoją nieudaną konstrukcję, służbę pełnił zaledwie rok. 

Kaiten powstał w kilku wersjach, a każda kolejna była coraz to bardziej rozbudowana. Dla przykładu, Kaiten typu 1 pozwalał na zabranie jednoosobowej załogi. Z kolejną wersją pracowała już dwójka osób. Wspomniałam wcześniej o tym, iż te modele żywych torped były najzwyczajniej w świecie słabe. W czym leżał problem? 

Japońskie torpedy nie mogły zanurzać się zbyt głęboko, a to powodowało, że stanowiły łatwy cel do zestrzelenia przez samoloty. Ataki? Łatwiej byłoby nazwać je próbami, bowiem wystrzelone pociski rzadko kiedy trafiały w zaplanowane jednostki wodne. Kaiten doprowadził jednak do śmierci USS Underhill zabijając przy tym całą załogę. 

Nie należy teraz mieć przed oczami porywającej łodzi podwodnej, sterowanej przez sprytnych śmiałków, która historyków ujmuje na przestrzeni lat jako technologiczne cudo. Wypuszczono w ramach ataku 4 pociski. Tylko jeden z nich spełnił swoje zadanie. Rozerwał bowiem większą jednostkę na pół.


Brytyjczycy z kolei tworząc Chariot, bardzo wzorowali się na Włochach. Na pomysł stworzenia własnych zabójczych torped wpadli, gdy z dna gibraltarskiego portu wyłowili fragmenty Maiale. Nic więc dziwnego, że pod względem konstrukcyjnym była niezwykle podobna do włoskiej produkcji. 

Torpeda z Polski?
Warto na początek wspomnieć, iż nasi rodacy nie byli bierni, a samobójcze łodzie podwodne pojawiły się w ich umysłach, gdy cień wojny zawitał w roku 1939. Prace rozpowszechniły się na taką skalę, iż Niemcy postanowili rozpocząć obserwacje poczynań Polaków. Zajął się tym zarówno wywiad wojskowy Abwehra, jak i gestapo, z czego drugi aresztował wiele osób, które wypełniły deklarację wstąpienia do żywych torped. 

A rozpoczęło się to od listu zamieszczonego w "Ilustrowanym Kurierze Codziennym", gdzie ofiara w ramach żywej torpedy opisana została jako szansa dla tych, którzy są w stanie poświęcić swoje życie dla ojczyzny bez względu na stan zdrowia i kategorię w wojsku. 

Wzywamy wszystkich tych Polaków, co chcą niezwłocznie oddać życie za Ojczyznę, jednak nie w szeregach armji razem ze wszystkimi, lecz w charakterze żywych torped z łodzi podwodnych, żywych bomb z samolotów, w charakterze żywych min przeciwpancernych i przeciwczołgowych. Każda zmarnowana torpeda, bomba i mina kosztuje dużo pieniędzy, których nadmiaru nie mamy. Każdy okręt nieprzyjacielski, czołg, pancerka, może i tak kosztować życie kilkunastu żołnierzy, zaś jeden człowiek zdecydowany może oddać tylko jedno swoje życie, jako żywy pocisk, czy w torpedzie, bombie lub minie. 


Z ponad tysiąca zgłoszeń wybrano mały procent, który rozpoczął szkolenia. Równolegle projektowane były łodzie podwodne, które jak najlepiej sprawdziłyby się w zadaniach dywersyjnych. 

Skoro działano na szeroką skalę, to dlaczego obecnie tak rzadko słyszy się o żywych torpedach w Polsce? Fakt ten jest spowodowany małą ilością dokumentacji pozostawionej po przedsięwzięciu.


Największy okręt polskiej floty został zniszczony przez żywą torpedę
ORP Dragon budził zachwyt, dumę i szok. Choć od dnia zwodowania należał do brytyjskiej floty, po 26 latach kariery przekazano go w ręce Polaków. Zapisał się tym samym w kartach historii jako pierwszy krążownik lekki bandery polskiej. Do sporej wielkości statków w czasie konfliktów zbrojnych należy podejść z lekkim przymrużeniem oka. Z jednej strony pozwalają one na zabranie większej ilości ładunków, zamontowanie o wiele więcej dział, a spore statki szpitalne mogą leczyć jednocześnie więcej rannych. Patrząc na to z innej perspektywy należy pamiętać, że wraz z rozmiarami maleje zwrotność i szybkość. Te właśnie aspekty okazały się  zabójcze dla ORP Dragona. 

Krążownik brał udział w walkach strzelając do wcześniej obranych celów. 8 lipca 1944 r. załoga okrętu postanowiła zaatakować niemieckie pozycje w Caen. Gdy statek przygotowywał się do ustalenia pozycji, został zauważony przez żywą torpedę z serii Neger. Pojazd podwodny zaatakował krążownika 20 minut przed planowanym zestrzeleniem pozycji niemieckich, zabijając tym samym całą obsługę maszynowni. 

Finalnie zginęło 37 osób, a rannych było 14. ORP Dragon zakończył swój żywot i nikt nie miał ochoty go odbudować ze względu na ilość przeżytych lat. Jego miejsce zastąpił ORP Conrad. 

10 ciekawostek o żywych torpedach na świecie
  1. Polska miała posiadać 16 żywych torped, które przypominały włoskie Maiale. Nie pozwalały one załodze na przeżycie.
  2. Nazwa Maiale oznacza po włosku "świnia" i nawiązywała do trudnego manewrowania tymi torpedami. 
  3. Niemieckie torpedy Neger nie służyły w założeniu do ataków samobójczych. Były jednak tanie w produkcji, a niskie koszty pociągnęły ze sobą na dno jakość. Osoby obsługujące łódź umierały np. na skutek zatrucia dwutlenkiem węgla ze względu na niedziałający system wentylacji.
  4. Mimo, iż w historii najbardziej znane są żywe torpedy z Japonii, warto wspomnieć, że Polska wyprzedziła Japończyków z koncepcją o kilka lat.
  5. Szkot, Alexander Ferrier, który pracował na polskim niszczycielu ORP Grom, podjął się po wielu latach zajęcia stanowiska w brytyjskich żywych torpedach.
  6. Marynarze, którzy zaatakowali Viribus Unitis, otrzymali po pierwszej wojnie światowej wiele nagród, a pieniężną przekazali wdowom marynarzy pancernika.
  7. Dwuosobową załogę Maiale stanowili sternik i mechanik.
  8. Na większość modeli żywych torped należało siadać. Wyjątkiem był Kaiten, do których załoga wsiadała. Dzięki takiemu rozwiązaniu, torpedy osiągały znaczące szybkości oscylujące wokół 40 węzłów, czyli 74 km/h. Dla porównania, brytyjski Chariot osiągał niecałe 3 węzły. 
  9. Wśród osób zgłoszonych do oddania życia w ramach polskich żywych torped znalazły się osoby chore psychicznie i przestępcy.
  10. Ponoć najwięcej Polaków chcących wziąć udział w projekcie żywych torped, mieszkało w Krakowie.


Żywe torpedy to kolejny dowód na to, jak fascynujące potrafi być życie na morzu. Czy uważacie, że polskie konstrukcje odniosłyby sukces podczas walk?




Z czego korzystałam tworząc artykuł:
Elżbieta Szumiec-Zielińska, "Żywe torpedy 1939", wydawnictwo Demart, 2016 r. 
Lawrence Paterson, "Desperaci Donitza. Niemieckie żywe torpedy i bezzałogowe łodzie powodne", wydawnictwo Bellona, Warszawa 2008 r.
Andrzej Perepeczko, "Komandosi głębin. Miniaturowe okręty podwodne i żywe torpedy w akcji", wydawnictwo Aj-Press, Gdańsk 2001 r.
combinedfleet.com, Kaiten special attack submarine [dostęp: 21.11.2018 r.]

Nowszy post Starszy post Strona główna

4 komentarze:

  1. Fascynujące? Torpedy, wojna... raczej przerażające.

    OdpowiedzUsuń
  2. Przedwojenna prasa publikowała nazwiska kandydatów do żywych torped, podkręcało to ducha patriotyzmu. Niestety po zajęciu Polski Hitlerowcy mieli w ten sposób gotową listę patriotów do likwidacji.

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo ciekawy artykuł, dobrze że te czasy już minęły.

    OdpowiedzUsuń